PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=107697}

Powrót

Vozvrashchenie
7,9 32 996
ocen
7,9 10 1 32996
8,3 19
ocen krytyków
Powrót
powrót do forum filmu Powrót

Piękne zdjęcia, piękna muzyka, naprawdę bardzo dobra gra aktorska, a historia bez sensu. Nie powiem, wciągnął mnie ten film. Przed seansem napalałem się na prawdziwe arcydzieło, a wyszło? No właśnie, nie wiadomo co wyszło. Ot historyjka bez sensu.

Aha film to woda na młyn dla pseudokrytyków doszukujących się czwartego dna w tym prostym filmie. Bo jak to? Film obwożony po europejskich festiwalach i wszędzie chwalony może być o niczym? Ano niestety może. Zwiagincew popełnił majstersztyk maskując lipną fabułę i marny scenariusz wspomnianymi przeze mnie na początku trzema elementami.

Solidne 5,5/10.

ocenił(a) film na 10
smakosh

Powiem szczerze, że rzeczywiście fabuła w tym filmie praktycznie nie istnieje. Ale moim zdaniem jest to zaleta filmu a nie wada. Ten film nie tyle trzeba zrozumieć, co poczuć. Wydaje mi się, że niesamowita, pełna zwrotów akcji fabuła tylko odwracała by uwagę od niesamowitego nastroju i uczuć. Trochę podobnie jest w przypadku "Stowarzyszenia umarłych poetów". Tylko, że tam to właśnie fabuła była najistotniejsza, dlatego inne filmowe "chwyty" - jak muzyka, gra aktorska itp. - były świadomie "schowane". W przypadku "Powrotu" klimat, sugestia, aluzje, uczucia, relacje ojca z synami są najważniejsze, a historia jest tylko tłem aby to wszystko przedstawić. Tak mi się wydaje. Ale każdy ma własne zdanie...

ocenił(a) film na 8
smakosh

No cóż, okazuje się ,że można i tak odbierać ten film

ocenił(a) film na 10
smakosh

Zawsze jestem zaskoczona, kiedy czytam takie wypowiedzi. Jak to o niczym? A jakie filmy są "o czymś"?
Oglądałam "Powrót" dwukrotnie i za drugim razem jeszcze mocniej uderzyło mnie to, jak konsekwentnie i wyraziście zbudowany został obraz relacji między ojcem i synami. Nie dodałabym tam niczego i niczego bym nie usunęła. A zdjęcia się rewelacyjne.

użytkownik usunięty
Brusseloise

taaak, ja też "słupieję" w takich razach i powtarzam sobie, żeby przypadkiem nie paść na zawał ze złości.
ad vocem, nie ad personam, ad vocem , nie ad personam, ad vocem, nie ad personam .... itd.
I jest taki moment, gdy modlę się do czegośtam, żeby głupota zaczęła być bolesna. bez mojej interwencji, sama z siebie.
wtedy takie komentarza nie będą tak często występować.

zadanie dla założyciela tematu - prześlij mi w doc. albo w pdf. przykładowy scenariusz filmu o niczym.
( I scena - próżnia. Ciemno. Brak bohaterów, brak światła, brak punktów odniesienia. Czarny ekran ????? )

ocenił(a) film na 8
Brusseloise

no tak. Film pokazuje relację ojca i synów, robi to w bardzo dobry sposób. Ale mimo wszystko film wydaje się być "o niczym". Trudno mi jest powiedzieć w jakim sensie. Oczywiście w filmie jest fabuła, przekazane są, i pewna historia, i wartości, ale cały czas odnosi się wrażenie, że film jest o niczym, przynajmniej ja odnosiłem i widzę, że nie tylko. Mimo wszystko uważam, że jest świetny. Bardzo dobra gra aktorska, bardzo naturalna i fantastyczne wprost zdjęcia.
Określenie "o niczym" wcale nie musi być dla filmu krzywdzące i nie musi znaczyć, że obraz jest bez sensu. W tym wypadku na pewno tak nie jest. Określenie "wspaniale zrealizowany film o niczym" dla mnie jest najlepszym określeniem :)

ocenił(a) film na 9
ukasz_to

Film jest zdecydowanie o czymś. Kipi powolnie od symboliki. Wymienię tylko kilka przykładów: awaria maszyny i użycie siły rąk, wyspa sama w sobie, skarb i jego utrata, wieża - wspinanie się, upadek z wieży etc. film wręcz powala na kolana. Dopiero ze strony filmu na filmweb dowiaduję się o festiwalach. Nie dziwię się. Film zachodni jest pozbawiony wielu aspektów tego filmu, mógłbym go nazwać ' stylem filmowym bez jaj ' ale to nie pasuje, bo w tym filmie poza jajami jest o wiele więcej. Efekciarstwo i płytka symbolika połączona z wielkim budżetem nie rodzi sztuki. To tylko marność.

ocenił(a) film na 9
smakosh

Przyznam szczerze, że mimo usilnych chęci nie dostrzegam braku sensu w tej historii. Wszystko tam trzyma się przysłowiowej kupy. Ojciec, którego nie było, pojawia się nagle i bez zaproszenia w życiu młodych chłopaków, chce w kilka chwil dostać to, na co nie zasłużył, domaga się natychmiast szacunku i posłuszeństwa, chociaż sam nic synom nie dał... Dlatego też spotyka się z buntem, który prowadzi do wypadku. Chłopcy, chociaż wychowywani jedynie przez matkę, pozbawieni wzoru dorosłej męskości, przechodzą szybki kurs dojrzewania. Okazuje się, że ojciec, którego nie ma od początku, nie jest tak naprawde ojcem - zostaje odrzucony, dosłownie wyeliminowany, wspomnienie o nim wyparte. Co tu jest bez sensu, (niepseudo)krytyku?

ocenił(a) film na 4
tony_clifton

Sens jak cholera.

Zgadzam się w całej rozciągłości ze smakoshem. Film jest bez wątpienia o niczym. Wykonane przez reżysera próby dodania mu głębszego dna są po prostu naiwne i rażą.
Pierwsza scena, kamera idąca pod wodą, zatopiona łódka, sugestia i już w mojej głowie następuje zgrzyt. Potem młodszy syn kartkujący niby to przypadkową książkę w poszukiwaniu rodzinnego zdjęcia. Bezceremonialna zrzynka z Tarkowskiego (tamten przynajmniej zrobił to dobrze wizualnie). Dom, babcia, matka ze smutną miną, to samo. Więcej takich smaczków nie będę przytaczał.
Ogólnie historia jest prosta jak konstrukcja cepa jednak klimat niepewności tworzony za pomocą zdjęć i muzyki usilnie próbuje mówić co innego. Ten rozdźwięk jest tak ewidentny, że po chwili staje się nie do wytrzymania i sprawia, że film z minuty na minutę jest coraz nudniejszy, aż do swojego końca.
Posługiwać się konwencją trillera, kiedy mówimy o ludzkim życiu, można, ale trzeba mieć do tego wyczucie. Zwiagincew wręcz przekalkował Tarkowskiego, tyle że zrobił to przez karton a nie przez bibułę.
Ciało ojca wiezione łódką, Jezus, wywołało u mnie śmiech z politowania.

Aby stać się mężczyzną nie trzeba robić takiej szopki panie Zwiagincew.

ocenił(a) film na 9
homo_sapiens

Zmień nick na homo_erectus, ziomek.

ocenił(a) film na 4
tony_clifton

Myślisz, że jak będziesz przedrzeźniał ludzi staniesz się mądrzejszy? Otóż nie staniesz się.
Twoje pianie nic tu nie da. Film może wydać się dobry jedynie na tle szmiry jaka wychodzi spod dachu wielkich wytwórni. W gruncie rzeczy jest skonstruowany przez naiwnego reżysera, który uwierzył, że wzorując się na swoich wielkich poprzednikach, dla których historia tego typu mogła mieć wyłącznie wagę epizodyczną, stworzy „dzieło”. Ten film nie podstaw. Tylko naiwny widz z „dobrym gustem” może się na to nabrać.

homo_erectus

ocenił(a) film na 9
homo_sapiens

Powyżej masz moją odpowiedź dla kogoś innego, ale pasuje też dla Ciebie.

ocenił(a) film na 4
Aruel_filmweb

Jest wierzący a ja nie. Idziemy drogą polną. Pytam się gdzie jest Bóg. Robi gest ręką, przejeżdża po horyzoncie.
Wiesz, rozmowy o „Powrocie” są rozmowami na temat wiary. Ja noszę Boga w sercu, odwieczne pytanie, ale nie wierzę w zabobony.
Co do pierwszej części Twojej wypowiedzi. Identycznie można powiedzieć o każdym filmie.
Fragment o kinie zachodnim to komunał, ale pi razy drzwi, na odwal się, można się z tym zgodzić.

ocenił(a) film na 9
homo_sapiens

Komunał to jasne, ale nie silę się na profesjonalizm - potrzebny byłby esej chyba : ), ostatecznie znam garść filmów 'z jajami' produkcji zachodniej. Zgoda co do tego że rozmowy o "Powrocie" bywają rozmowami na temat wiary, ale moim zdaniem nie tylko, to również film o dorosłości, męskości, powrocie do natury, życiu i śmierci etc. Można uogólnić do Boga, albo w szczegółach to zobaczyć, ale moim zdaniem to zbyt duże spłaszczenie. Dlatego też otworzyłem wątek o powiązaniach z Dekalogiem I. Nie zgadzam się z Twoją tezą że to film o niczym, chyba że przewrotnie ma to znaczyć że to film o wszystkim, ale i wtedy się nie mógłbym zgodzić.

ocenił(a) film na 4
Aruel_filmweb

Nie chciałem powiedzieć, że film dotyczy wiary, tylko że rozmowa o nim jest jak dyskusja między wierzącym a niewierzącym. I cały tragizm bierze się stąd, że ten wierzący jest szczególnego rodzaju. Mówisz A, a on już widzi Z.
Ukryte znaczenie można odnaleźć w byle czym, to tylko kwestia przestawienia. Jeśli coś sugeruje mi, że posiada szczególną wartość, momentalnie zapala mi się lampka alarmowa. A „Powrót” wręcz każe myśleć o drugim dnie Zwyczajnie płytki, agresywny zabieg. Gdyby z jeziora wylazła godzilla w ogóle bym się nie zdziwił.

ocenił(a) film na 9
homo_sapiens

A ja bym się zdziwił. Ten film jest minimalistyczny w moim odczuciu (nie wiem czy to zgodne z 'naukami filmowymi', mówię na podstawie swoich odczuć i powiązania z pojęciem minimalizmu w muzyce), odwołuje się do archetypów i film jest dla nich osnową. Może dlatego masz wrażenie o nieuchronności 'drugiego dna', to drugie dno jest tutaj wiodące, a fabuła i ujęcia są drugoplanowe.

ocenił(a) film na 4
Aruel_filmweb

Piękno minimalizmu dlatego jest pięknem ponieważ nie posiada morału. Reżyser „Powrotu” wziął to zbyt dosłownie i stworzył moralitet „na drugim dnie” „Dał do myślenia” więc „myślimy”. Nie dość, że omamił zmysły widza, to jeszcze oszukał go korzystając z symboli i innych naleciałości, których sam nie do końca rozumie, każąc myśleć, że „to nie jest takie proste”. Ohyda!
Poddałeś w wątpliwość kino zachodu, a dałeś się nabrać na film wschodni robiony dokładnie pod widza z zachodu.

ocenił(a) film na 9
homo_sapiens

Proszę o wskazanie tytułów filmów minimalistycznych wg. Ciebie lepsze od "Powrotu", chętnie bym je obejrzał.

ocenił(a) film na 4
Aruel_filmweb

Trudne zadanie. Ja uważam „Powrót” za film słaby Ty za dobry. Z mojego punktu widzenia istnieje masa lepszych filmów, które z kolei dla Ciebie będą najpewniej gorsze.
Uważam też, że inaczej pojmujemy minimalizm. Dla mnie jest on zwyczajną historią, bez zagęszczenia, czyli nie używa względem mnie sugestii, którą to automatycznie postrzegam jako robienie z mózgu wody. Film w moich oczach powinien mówić prosto o konkretnych wydarzeniach, nie motać, nie kręcić. Ma być jasny.
Ogromna większość filmów jakim dałem ocenę najwyższą takie właśnie są.

ocenił(a) film na 10
smakosh

Mówiąc, że ten film jest bez sensu, powinieneś się przyznać do tego że go po prostu nie zrozumiałeś. I wcale nie trzeba się doszukiwać głębszego sensu bo on jest ukazany jak na dłoni. Wystarczy prześledzić, przeklatkować jeszcze raz niektóre momenty, żeby dojść do wniosku, że fabuła tego filmu to próba pogodzenia się chłopaków ze śmiercią ojca, którą co defacto wcale nie stanowi koniec filmu, ale ten ojciec tak naprawdę nie żyje już od początku filmu. Puść sobie jeśli masz taką możliwość początek jeszcze raz, a dokładnie to co się dzieje w domu i myślę że to zauważysz.. Rozmawia tylko i wyłącznie z chłopcami, w domu panuje grobowa atmosfera. A motyw jego, jako zmarłego, opłakiwanego Chrystusa na łóżku z obrazu Mantegny , powoduje że ta wersja graniczy z pewnością niemalże w 100%. Mimo że chłopcy nie widzieli go 12 lat, a nawet nie pamiętają, bo jedyną pamiątką jest zdjęcie schowane w jakiejś książce, gdy byli maleńkimi dziećmi, to z samego faktu że jest ojcem, i należy mu się szacunek co tak mocno w tym filmie jest akcentowane -"tak tato", jaki by nie był, taka strata boli. I ten film jest właśnie o tym, ta cała podróż od razu wiadomo jak się skończy, jest właśnie po to żeby poradzić sobie z tą stratą, by stworzyć sobie jakieś pseudo wspomnienia, których nigdy nie mieli. Oni piszą wręcz dziennik, żeby tego nie zapomnieć. To ma być ta ich pamiątka po ojcu. On nie istnieje nawet na zdjęciach z tej wycieczki które pojawiają się jako slajdy na koniec filmu ! Gdy ojciec umiera to nie jest żadne zaskoczenie dla nich, przyjmują to wręcz ze stoickim spokojem, ciało tonie wraz z łódką niewiadomo dlaczego, tzn wiadomo, bo nigdy go tam nie było, dlatego nie mogli go sprowadzić i zabrać go ze sobą. On został tam na tej wyspie w ich wyobrażeniu i dopiero po jego śmierci mogą spokojnie tą wyspę opuścić i wrócić do normalnego życia.

To taki skrót, ale jeśli ciekawią kogoś dokładne momenty kiedy możemy poznać, że ten ojciec rzeczywiście nie istnieje, opisałam w innym osobnym wątku dlatego nie będę się powtarzać.

Pozdrawiam

ocenił(a) film na 4
renata_

Puzzle skojarzeniowe jakie zafundował Zwiagincew to żadne halo. Bo niby jeśli widzisz ojca leżącego na łóżku i kojarzysz, że jest to nawiązanie do konkretnego malarstwa i wizja śmierci, to niby co? Masz się onanizować, że to wiesz i zachwycać, że reżyser był na tyle „obeznany” aby ci ten trop podać? A ci którzy nie wiedzą są głupi, ślepi? Otóż jeśli taka „łamigłówka” jest stosowana, to znaczy, że twórca posuwa się na szpanu. Występuje on wtedy, kiedy komuś się wydaje, że za sprawą posiadanej wiedzy lub rzeczy jego wartość zostanie uznana. Świadczy o marności intelektualnej.
Teoria o nieistnieniu ojca nie ma podstaw nie dlatego, że film na to nie wskazuje (jeśli ktoś chce się doszukiwać niech się doszukuje) ale z powodu braku jej znaczenia. Wyimaginowanie postaci niczego nie wnosi.
Historia jest prosta i ewentualnie przez to można odnaleźć w niej piękno. Ojciec wraca i bierze synów na przejażdżkę, która okazuje się być wyjazdem w interesach. Przy okazji, ten jakże „wrażliwy” człowiek, bzdura sobie, że teraz będzie „ojcem” i będzie „nauczał”. Zwykły chłop, którego, życie nie nauczyło nic. Bogu ducha winne dzieci mają okazję doświadczyć „ojcowskiej troski”, przez co w krótkim czasie stają się „mężczyznami”. Gdy ociec ginie, oni „doświadczeni wiedzą już co robić". Jednocześnie wybucha w nich instynktowna miłość do taty, której tak bardzo im brakowało i której on za swojego życia po prostu im nie dał.
Piękny temat, ale sposób w jaki został pokazany jest nie do zaakceptowania. Nie było sensu rozwlekać tego na cały film. Już scena przy stole daje obraz całości. Ten jeden epizod, mówiący wszystko, jest mielony raz za razem, aż do finału. Zmienia się tylko sceneria.

ocenił(a) film na 10
homo_sapiens

Widzisz i tu się nie zgadzamy bo ja uważam zupełnie inaczej. Dla mnie obraz ojca jako wyimaginowanej postaci ma sens i wnosi do filmu wszystko i właśnie film na to wskazuje w paru aspektach.

"Puzzle skojarzeniowe jakie zafundował Zwiagincew to żadne halo. Bo niby jeśli widzisz ojca leżącego na łóżku i kojarzysz, że jest to nawiązanie do konkretnego malarstwa i wizja śmierci, to niby co? Masz się onanizować, że to wiesz i zachwycać, że reżyser był na tyle „obeznany” aby ci ten trop podać? A ci którzy nie wiedzą są głupi, ślepi? Otóż jeśli taka „łamigłówka” jest stosowana, to znaczy, że twórca posuwa się na szpanu. Występuje on wtedy, kiedy komuś się wydaje, że za sprawą posiadanej wiedzy lub rzeczy jego wartość zostanie uznana. Świadczy o marności intelektualnej."
A w tym momencie to już zupełnie się nie dogadamy. Ja właśnie cenię sobie takie psychologiczne, ambitne filmy i nigdy by mi nie przyszło do głowy żeby określić to jako marność intelektualną. Wręcz przeciwnie. Ale bez przesady- nie będę się onanizować jak Ty. I w sumie masz rację z tym, że Ci którzy takich łamigłówek nie dostrzegają i się na nich nie skupiają są ślepi. Jeśli uważasz, że film zawierający "puzzle skojarzeniowe" obraża kogoś komu ciężko jest je ułożyć w całość to widzę, że właśnie taki gatunek filmów psychologicznych jest Ci całkowicie obcy. Na innych forach filmów tego pokroju, czyli tych, w których tkwi tzw "tajemnica" kipi od różnego rodzaju wersji. "Powrót" to raczej film niszowy, nienagłośniony przez media więc i dyskusji jest mniej, ale to prawda jest bardzo trudny w odbiorze. Ja także za aż tak ciężkimi filmami nie przepadam, ale w tym nie ucięłabym żadnego momentu.
Btw. symbolika religijna "Powrotu" była kiedyś tematem egzaminu wstępnego na kierunek reżyserski.

ocenił(a) film na 4
renata_

„Dla mnie obraz ojca jako wyimaginowanej postaci ma sens i wnosi do filmu wszystko i właśnie film na to wskazuje w paru aspektach.”

Co oczywiście nie przeszkadza ci na zwykłe pominięcie tych aspektów, które na to nie wskazują.


„Ja właśnie cenię sobie takie psychologiczne, ambitne filmy i nigdy by mi nie przyszło do głowy żeby określić to jako marność intelektualną.”

Skreśliłbym jedynie „takie”.


„I w sumie masz rację z tym, że Ci którzy takich łamigłówek nie dostrzegają i się na nich nie skupiają są ślepi.”

A teraz przeczytaj co napisałaś dalej.


„Jeśli uważasz, że film zawierający "puzzle skojarzeniowe" obraża kogoś komu ciężko jest je ułożyć w całość to widzę, że właśnie taki gatunek filmów psychologicznych jest Ci całkowicie obcy.”

Widzisz, nie dość że nie rozumiesz moich słów, to jeszcze swoich.
Puzzle skojarzeniowe nikogo nie obrażają. One dają pole do popisu dla poszukiwaczy piątego dna (za smakoshem). „Powrót” jest atrapą kina psychologicznego. Zwiagincew zrobił w konia ludzi z „dobrym gustem”, a teraz wy sami robicie się w konia


"Powrót" to raczej film niszowy, nienagłośniony przez media więc i dyskusji jest mniej, ale to prawda jest bardzo trudny w odbiorze. Ja także za aż tak ciężkimi filmami nie przepadam, ale w tym nie ucięłabym żadnego momentu.
Btw. symbolika religijna "Powrotu" była kiedyś tematem egzaminu wstępnego na kierunek reżyserski.”

Właśnie na tym polega tragizm. Wy w życiu nie pojmiecie, że prostota jest dziesięć razy mądrzejsza od najbardziej zawiłych łamigłówek. Jedynym efektem waszych wzniosłych dociekań są idiotyczne teorie, które i tak w obliczu zwykłego życia padają na pysk.

ocenił(a) film na 10
homo_sapiens

o matko :) nic mnie tak nie rozśmiesza jak rozkładanie czyjejś wypowiedzi na czynniki pierwsze i analizowanie każdego cytatu po kolei, wyłapywanie słówek, literówek i zdań wyciągniętych z kontekstu po czym swoje dygresje pod każdym. Nie jesteśmy w piaskownicy no ale cóż widocznie Tobie przydałoby się wiaderko. Nigdy nie wdaję się w tak idiotyczne dyskusje. Bez odbioru

ocenił(a) film na 9
homo_sapiens

To w końcu ten film jest zbyt prosty czy zbyt zawiły, bo już się pogubiłem? HAHAHA...

ocenił(a) film na 4
tony_clifton

Historia w tym filmie jest prosta, a film robi wrażenie skomplikowanego tylko po to, żeby zagłuszyć wrażenie swojego braku sensu. A teraz odkręcając kota ogonem. Sensu nie ma, ponieważ prosta historia, możliwa do opowiedzenie w dziesięć minut, jest wałkowana przez cały film wyłącznie po to, żeby uwydatnić pseudofilozoficzną podwalinę. Czy ta odpowiedź wyczerpuje twoje wątpliwości?
Renata nabrała się ta te zabiegi ze względu na swoją naiwność. Ty pierwotnie prawidłowo rozdzieliłeś brak sensu od prostoty. Teraz je scaliłeś. Nie wiem po co.

ocenił(a) film na 7
homo_sapiens

/"Bo niby jeśli widzisz ojca leżącego na łóżku i kojarzysz, że jest to nawiązanie do konkretnego malarstwa i wizja śmierci, to niby co? Masz się onanizować, że to wiesz i zachwycać, że reżyser był na tyle „obeznany” aby ci ten trop podać? A ci którzy nie wiedzą są głupi, ślepi? Otóż jeśli taka „łamigłówka” jest stosowana, to znaczy, że twórca posuwa się na szpanu. Występuje on wtedy, kiedy komuś się wydaje, że za sprawą posiadanej wiedzy lub rzeczy jego wartość zostanie uznana. Świadczy o marności intelektualnej."/

Domyślam się wprawdzie, że odnosisz się do jednego konkretnego przypadku (czyli "Powrotu"), ale skonstruowałeś swoją opinię w taki sposób, jakbyś krytykował posługiwanie się przez filmowców symboliką czy operowanie metatekstem w ogóle. Chyba nie uważasz, że dobry film musi być w pełni zrozumiały dla każdego? Takie "puzzle skojarzeniowe", jak to nazwałeś, mogą oczywiście być zarówno zaletą, jak i wadą (vide pani Basia Białowąs, która z taką dumą opowiadała ostatnio o cytatach i odniesieniach, które napchała do "Big Love", a których sensu jednak już wskazać nie potrafiła), ale użyte z głową i sensem na pewno nie stanowią "marności intelektualnej".

ocenił(a) film na 4
Mikez

Film nie musi być zrozumiały dla każdego ale dlaczego ma być celowo niezrozumiały? Masz rację, krytykuję w ogóle tego typu podejście. Powiedzmy, że mamy trzech widzów. Jeden z nich to osoba „bez pojęcia” (tak sobie technicznie go nazwę), drugi to człowiek wrażliwy, który co prawda nie ma większej wiedzy ale intuicyjnie wyczuwa symbolikę. Pozostaje trzeci widz, którego wiedza jest tak rozległa, że od razu dostrzega „co reżyser chciał”. Pierwszy widz, nie wiedząc o czym mowa, odbierze film wprost lub będzie doszukiwał się dziesiątego dna. Możemy oczywiście uznać to jako walor edukacyjny, zmuszający do myślenia, jednak zdaje mi się, że nie tędy droga. Nie da się zmusić do myślenia, można tylko sprawić, aby ludzie zaczęli myśleć. Jeśli zatem drugi widz dobrnie do znaczeń umieszczonych w filmie, to jego patrzenie w ekran będzie ciągłym odkrywaniem rebusu. Widz ten nie musi wiedzieć co się tu kroi i nazywać tego. On wyczuje, że coś jest nie tak. Nie zapyta nawet „jak?”, bo samo pojawienie się tego pytania uzna za odpowiedź. Trzeci widz powie „Tak” i wytłumaczy pierwszemu to co symbol niby tłumaczy. A że symbol nic nie tłumaczy, bo przecież to „wiedza tajemna”, „czakram”, „masoneria” i „język iluminatów” pozostaną na wieku tłumacząc sobie to czego reżyser nie wytłumaczył sobie.

Symbol jest tworem fizycznym, którego używa się do opisywania rzeczy niefizycznych. Dlaczego więc nie można odstawić symbolu i postarać się wypowiedzieć niefizyczne za pomocą prostych słów? Odpowiadam. Bo jest to trudne. Jeśli nie potrafisz tego zrobić i jednocześnie pogodzić się ze swoją porażką, chwytasz za odpowiednik, uproszczenie, atrapę, którą jest symbol. Symbolizujesz coś, bo nie potrafisz tego inaczej przekazać.

ocenił(a) film na 7
homo_sapiens

Nie mam racji, bo wydawało mi się jednak, że odnosiłeś się do konkretnego przypadku. Jeśli nie - mogę już wyraźnie napisać, że nie zgadzam się z takim podejściem. Stawiasz tu niemal wymóg dosłowności, ubierania wszystkiego w słowa. Czy język niewerbalny w filmie także postawisz w jednym szeregu z symbolami, jako komunikacyjną atrapę? Ja nie jestem zwolennikiem tłumaczenia wszystkiego w sposób dosłowny, tylko po to, żeby było to zrozumiałe dla każdego. Myślenie przecież nie boli, nie równajmy wszystkiego do dołu. Nie zjadłem wszystkich rozumów, nie studiowałem kulturoznawstwa , nie każdy filmowy symbol jest dla mnie możliwy do wyłapania bądź zrozumienia. Ale daleki jestem od negowania zasadności posługiwania się przez twórców symboliką, odniesieniami metatekstowymi czy znaczeniami ukrytymi między wierszami (pozostawiającymi pole do interpretacji). To wcale nie jest łatwiejsze od posługiwania się słowem, wręcz przeciwnie. Oczywiście z tym, jak z każdym innym elementem sztuki filmowej, można przeszarżować i powstają potem filozoficzne potworki, ale to o niczym nie świadczy.

ocenił(a) film na 4
Mikez

Ten przypadek jest znamienny. Są jeszcze lepsze ale nie będę się wdawał.
Nie stawiam wymogu dosłowności. Mamy nieporozumienie. Pewnie pospieszyłem się z odpowiedzią. Chodzi mi o to, że stosując prosty język można przekazać wszystko. Lubię w takich momentach powoływać się na „Małego Księcia”. Exupery użył słów do opisania wydarzeń, a zrobił to tak, że opisał serce. Nie zastosował żadnych środków pomocniczych, żadnych metafizycznych czarów. Wytłumaczył również, że jego język nie jest dla dorosłych. Nie mówił o ludziach w określonym wieku, tylko o mentalności. „Dorosły” odczyta tą książeczkę jako bajkę, wprost, bo nie ma tam nic co pozwoliłoby na potknięcie, w sensie myślenie.
My tu poruszamy problem zasadniczy, podstawę rozumienia, a co za tym idzie nieporozumień pomiędzy widzami i ludźmi w ogóle. Stosowanie symboliki jest atrapą „Małego Księcia”, językiem dla ludzi dorosłych, żeby poczuli, że to nie jest wprost i żeby mogli pomarzyć odpowiednikiem o nazwie rozum. Dusza dziecka nie potrzebuje takich pomocy, bo czyta obraz i tekst za pomocą serca.

Wszystko to co mówi do mnie „pomyśl o mnie” wynika w mojej opinii z miernoty twórcy. Zastanawiałem się nad tym wielokrotnie, bo sam mam tendencje do takich czarów. Walczę z nimi ale jest to cholernie ciężkie. Zdołałem sobie jednak uświadomić, że sztuka nie może mamić, podniecać się sobą. Powinna być piękna w swojej prostocie.

ocenił(a) film na 9
homo_sapiens

Moment, w którym zostaje przywołany przykład Małego Księcia, to moment, w którym dyskusja powinna zostać zakończona. (Czytanie sercem FTW)

ocenił(a) film na 4
tony_clifton

No nie sądzę, że akurat ty powinieneś kończyć dyskusję. Zacząłeś od „wspomnienie o nim (ojcu) wyparte.”, a przecież film jest o tym, że nie da się wyprzeć ojca. Możesz go zabić w przenośni i stać się mężczyzną.
Brednie o ojcu spadającym z wierzy, trzeba olać, bo reżyser domaga się, żebyś nadrobił za niego to czego nie on potrafił przekazać subtelniej, czyli bez tej nic nieznaczącej „łamigłówki”. To się nazywa przerost formy nad treścią. Zdaje się, że ty nie rozumiesz nawet tej jednej, możliwej do wyrażenia pojedynczym zdaniem treści.

ocenił(a) film na 6
homo_sapiens

Lubisz pouczać innych, co jest megalomańsko śmieszne. Napisałeś, dlaczego film Ci się nie podoba i dobrze, nie musi się wszystkim wszystko równo podobać. Dziwi mnie jedno - dlaczego domagasz się prostoty od prostego filmu?

ocenił(a) film na 4
Krzypur

Cześć. Nie wczytuję się co napisałem 10 la temu, ale zapewne masz rację pisząc o moim ówczesnym megalomaństwie. O ile pamiętam film ten jest po prostu artystowski, czyli pretenduje to czegoś czym nie jest, a zapewne mniej lub bardziej świadomie chodziło mi o to, że za prostotą idzie wartość.

ocenił(a) film na 6
homo_sapiens

Rozumiem. Dziękuję za odpowiedź.

ocenił(a) film na 9
smakosh

cholera, rozumiem, że film jest niełatwy w interpretacji, ale jak się czyta pierdoły typu "film o niczym" to szlag trafia....o niczym to może być kolejny film akcji z bruce'm willis'em

ocenił(a) film na 10
smakosh

Nie film jest bez sensu, a jedynie Ty go nie widzisz. To różnica.

ocenił(a) film na 8
smakosh

morał tego filmu jest wręcz podany widzowi na talerzu, wiec nie chrzan ze to jest film o niczym

ocenił(a) film na 8
smakosh

To żeś dowalił...

ocenił(a) film na 9
smakosh

"Film opowiada historię dwóch nastoletnich chłopców, których ojciec niespodziewanie powraca do domu po dwunastu latach nieobecności. Już następnego dnia zabiera synów w daleką podróż na opuszczoną wyspę. Z każdym kolejnym dniem cel wspólnego wyjazdu wydaje się braciom coraz bardziej zagadkowy, a czas spędzony z nagle odzyskanym ojcem staje się dla nich sprawdzianem dojrzałości i męskości. Będą się tu ścierać miłość i nienawiść, ambicje i charaktery, potrzeba autorytetu z potrzebą wolności."

Recenzja tego filmu opisuje jego historię. Może nie jest skomplikowana ale to akurat uważam za pozytyw. Morał filmu jest podany na talerzu natomiast wiele sytuacji, "historii" w tym filmie zostało niedopowiedzianych i widzowi pozostaje interpretacja co również uważam za atut w przeciwieństwie do co niektórych superprodukcji. Każdy ma jakieś własne przeżycia i inaczej odbiera film ale nie powinno się go oglądać z biegu i po obejrzeniu przejść do porządku dziennego. Widzę, że masz sporo kultowych filmów do obejrzenia i tylko czekają na swoją kolej - bo np. "Mechanicznej pomarańczy" nie można obejrzeć przy piwie z dziewczyną tylko potrzeba się trochę skupić. Podobnie powinno się potraktować ten film.

Prosta historia zrekompensowana zagadkowością zmuszającą do ponownego rozpatrzenia filmu oraz trudny temat nakłaniający do refleksji. Czy ojciec bez autorytetu powinien tak radykalnie postępować z synami, czy nawet jeśli miałby autorytet to czy powinien wystawiać synów na takie próby dorosłego życia ( może w Rosji to codzienność - nie wiem dlatego nie posunę się do stwierdzania że film jest prawdziwy - ale ja tak odebrałem ten film), igrać z ich emocjami jednocześnie w najmniejszym stopniu nie okazywać swoich - prócz sceny kulminacyjnej.

Fajnie, że Twój post wywołał trochę oburzenia ze strony innych użytkowników bo można znaleźć kilka fajnych interpretacji i opinii.

ocenił(a) film na 10
smakosh

Nie no najlepiej aby wszystkie filmy były odciskane jak fabryce od szablonu.
I najlepiej aby to co w nich widzimy i słyszymy było tylko właśnie tym i nic nie miało pod spodem, no i jeszcze fabuła z pięcioma zwrotami akcji i zwycięstwo dobra nad złem...

Jeżeli czegoś nie rozumiesz to nie znaczy, że to jest złe.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones